Łukasz Korolkiewicz
Przynęta
25 Maja – 27 Lipca 2024
Widzimy zwierzę na smyczy podobne do kota lub kuny, lusterko, w którym odbijają się czyjeś usta w momencie okrzyku, bądź jęku, a w tle cień postaci. Przy prawej krawędzi rozrzucone są trudne do zidentyfikowania obiekty, przypominające resztki jedzenia po całonocnej uczcie. W prawym górnym rogu penis, jakby zawieszony na różowym sznurku. Cała scena rozgrywa się na korcie tenisowym. Jest to obraz Łukasza Korolkiewicza Przynęta, namalowany w 1973 roku, od którego został zaczerpnięty tytuł wystawy. Zawiera w sobie elementy charakterystyczne dla twórczości artysty z tego okresu, jednak nie wiemy, który z fragmentów stanowi tytułową przynętę. Możliwe, że nasze domysły są trafne, a może przynęta jest tu czymś, co odsyła nas poza płaszczyznę płótna. Czy przypadkiem nie stanowi także metafory dla strategii artysty wciąż obecnej w jego pracach?
Obrazy pokazywane na wystawie powstawały od 1972 do 1975 roku, czyli w czasie gdy w sztuce dominował konceptualizm. Korolkiewicz dobrze rozumiał współczesne mu nurty artystyczne, jednak pozostawał wierny malarstwu. Jeszcze w czasach studiów przeglądał Art in America czy Das Kunstwerk. Napotykał tam reprodukcje prac między innymi Richarda Hamiltona, ale również artykuły poświęcone performance’owi i happeningowi. Sam czasem korzystał z najnowszych, efemerycznych form sztuki, jednak tylko część akcji artysty została udokumentowana fotograficznie.
Malarstwo Łukasza Korolkiewicza z początku lat 70. zanurzone było w filmie, literaturze i muzyce tamtego czasu, młodego malarza kształtowała kultura i ikonosfera końca lat 60. W jego obrazach wyraźnie dostrzegamy powidoki filmów noir, podszepty jego literackich fascynacji czy pogłosy progresywnego rocka, co podpowiadają nam również tytuły. Może dlatego określane bywa pop-artowskim, chociaż granicę między pop-artem a figuracją, którą się posługiwał stanowiła Żelazna Kurtyna. Bez wątpienia jej przepustowość przegrywała z ciekawością młodego Korolkiewicza.
Malował wtedy intensywnie, obrazy powstawały szybko i intuicyjnie, najczęściej w nocy przy sztucznym świetle i głośnej muzyce w jego pokoju-pracowni na Saskiej Kępie. Powracały na nich wizerunki młodych dorosłych, karykaturalne przedstawienia dzieci palących papierosy, często ubranych w garnitury, z szykownymi nakryciami głowy. Scenerie, w których były umieszczone przypominały amerykańskie przedmieścia, nowoczesne apartamenty, bądź zamknięte przestrzenie, może wzorowane na pokoju artysty, który zapełniał się nowymi pracami. Obrazy przesiąknięte absurdem i groteską nie były jednak w jego założeniu ironicznymi wariacjami na temat konsumpcjonizmu czy zachodniego stylu życia. Wyłaniały się na płótnie niczym podświadome echa chłoniętych słów, dźwięków i obrazów. Korolkiewicz tworzył w nich chaotyczną strukturę, rodzaj narracji założonej z konkretnych bohaterów, enigmatycznych rekwizytów i sennych scenografii.
Obrazy artysty z tamtego okresu są pokazywane w takim wyborze pierwszy raz od momentu ich powstania. Wyrażają jednocześnie zeitgeist i materialne świadectwo czasu, w którym debiutował. Czy w takim razie przynętą na artystę było malarstwo figuratywne? Wtedy rzadko wybierane przez studentów akademii i lekceważone przez większość środowiska artystycznego, natomiast uważnie analizowane przez cenzurę. Czy on sam nie zaczął wykorzystywać swoich prac jako przynęty na nas, widzów, którzy od samego początku byli pochłaniani przez nieprzeniknioną aurę i niejasne znaczenia jego obrazów?
Franciszek Smoręda