Bartosz Kokosiński

Czarno to widzę

14 Stycznia  –  12 Marca 2022

Czarno to widzę jest parafrazą zaczerpniętą z języka potocznego. Nie występuje w słowniku frazeologicznym, oznacza to samo co widzenie czegoś w ciemnych barwach lub malowanie czegoś w czarnych kolorach. W tłumaczeniu wykoślawia się i gubi swój pierwotny sens. Zwiastuje fatalistyczną wizję końca, jest przesiąknięte pesymizmem. Jednak nie oznacza marazmu, rezygnacji z podejmowania działania. To rodzaj balansowania na linie, igrania z ogniem. Rozpocznijmy zatem od końca, czyli od złej wróżby, niekoniecznie rozpatrując czy się spełniła, a zmierzając małymi krokami do jej źródła, w rytm chybionej elegii o śmierci malarstwa.

Obraz pojmowany jako materialny przedmiot składa się z kilku podstawowych komponentów, którymi są gruba lniana lub bawełniana tkanina, gwoździe, drewniana rama, klej kostny. To nieszlachetne wytwory człowieka. Heraklit z Efezu prazasadę świata widział w ogniu. Głosił, że wszechświata nie stworzył żaden bóg ani żaden człowiek, lecz był on zawsze, jest i będzie żywym ogniem. Człowiek zdobył umiejętność panowania nad nim, nauczył się go rozniecać, udomowił go. Zamknął go w zapalniczkach i kominkach. Ten sam człowiek nieraz igra z ogniem, wpada jak po ogień, unika, strzeże się i boi się jak ognia. Włada ogniem, opanował ognisty oddech aby zionąć nim w rytm Skrillexa i wzbudać podziw w gapiach. Doprowadza do pożarów, stwarza pogorzeliska, które przeistaczają się w pustynię rzeczywistości, na której czuć jedynie smutek, marazm i zapach benzyny.

Przestrzeń wypełniają czarne lustra. Czasem przypominają bloki, w których w poszczególnych oknach świecą się światła. Kiedy indziej miasta widziane z lotu ptaka. Ich topografia została oparta na zasadzie powtórzeń, siatkach pionów i poziomów w świecie racjonalnej, precyzyjnej geometrii. Są niczym futurystyczne machiny, przed którymi odgrywamy mit o Narcyzie przechadzając się niespiesznie. To odwrócony panoptykon, w którym sami kontrolujemy siebie. Ponury gabinet luster, będący symulacją otaczającego nas środowiska. Przepowiadana przez człowieka dystopijna wizja przyszłości. Ogarniający nas strach jest obustronny – dotyka nas, stojących przed skończonym obrazem, tak samo jak artystę, który stoi przed pustym płótnem. Bezsilność względem nicości bywa obezwładniająca. Pustka domaga się wypełnienia, ingerencji ludzkiego aktora. Powrót do niepokrytego płótna może przypominać pytanie o początek świata, jego arche. 

Franciszek Smoręda