Anna Konik
Innego końca świata nie będzie
29 Stycznia – 31 Marca 2016
Prace prezentowane w Galerii Monopol wywodzą się cyklu filmowego W tym samym mieście, pod tym samym niebem… realizowanego przez artystkę w latach 2011–2015. Wielkoformatowe rysunki, uzupełnione o fotografie i obiekty stanowią dopełnienie projektu opartego na rozmowach z uchodźczyniami w w Szwecji, Polsce, Rumunii, Turcji i Francji. Punktem wyjścia dla rysunków były zdjęcia znalezione w internecie dokumentujące współczesne tragedie, takie jak konflikty w Afganistanie czy Syrii. Razem z zapisami rozmów, które artystka przeprowadziła z kobietami, są częścią archiwum destrukcji i okropności wojny. Rysunki mają charakter map konstruowanych za pomocą linii, która w minimalistyczny i abstrakcyjny sposób zapisuje kształty zniszczonych domów, gór gruzu, zasypanych ulic. Jeden z nich nawiązuje bezpośrednio do najnowszej pracy fotograficznej Anny Konik Własny pokój z 2015 roku. To swoisty rysunkowy palimpsest, powstały poprzez nałożenie na siebie dwóch obrazów: intymnej przestrzeni pokoju z obrazem zniszczonej ulicy, unaoczniający przenikanie się i kruchość owych rzeczywistości.
Obszerny fragment projektu W tym samym mieście, pod tym samym niebem… jest obecnie prezentowany na indywidualnej wystawie Anny Konik Ziarno piasku w źrenicy oka. Wideoinstalacje 2000–2015 w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (do 14 lutego 2016). Wystawa Galerii Monopol jest rozwinięciem i dopełnieniem niektórych wątków poruszanych przez artystkę w instalacjach wideo i jednocześnie rodzajem prywatnego archiwum.
Tytuł wystawy Innego końca świata nie będzie to ostatnie dwa wersy z wiersza Czesława Milosza Piosenka o końcu świata (z tomu Ocalenie z 1944).
***
Selâmün aleyküm
Urodziłam się w Damaszku, tam też dorastaliśmy. Moja mama jest Arabką, tato Kurdem. Wyszłam za mąż w Hasaka. Mam 42 lata. Prawie 43. Mam ośmioro dzieci. W Istambule jestem od ponad roku. W Syrii bardzo cierpieliśmy, szczególnie z powodu wojny, ale i wcześniej nie było lekko. W Istambule też jest bardzo ciężko. Jestem sama, bez męża, bez najstarszego syna. Mam ze sobą siedmioro dzieci. Od ponad roku jestem poważnie chora. Moi rodzice i rodzeństwo bardzo ucierpieli z powodu rodziny Assada. Mój najstarszy brat, on ma 42 lata, pewnego dnia zniknął. Najechali jego dom, zabrali żonę i dzieci. Przeszukali dom, wynieśli z niego aparaty fotograficzne, komórki i laptop. Był poszukiwany i ścigany, wciąż uciekał, aż któregoś dnia zniknął. Drugi brat został zabity. Nie pozwolono nam nawet urządzić dla niego pogrzebu.
Sytuacja w Syrii jest bardzo ciężka. Od wczesnego dzieciństwa wszczepia się nam strach. Straszą nas wszystkim: rządem, podsłuchami. Straszą nas, żebyśmy nie mówili, straszą, żeby nikt nas nie usłyszał. Nikt nie powinien sprzeciwiać się rządowi. Opinie należy zachować dla siebie. Mój tato był aresztowany, kiedy byliśmy dziećmi.
Turkom, a szczególnie Turczynkom, chciałabym podziękować. Mimo wszystkich problemów otworzyli się na nas i powitali nas. Tayyib Erdogan zrobił wszystko co w jego mocy dla Syryjczyków i niech Bóg go za to wynagrodzi. Ale dobrze by było, gdyby i ludzie w Turcji czuli, przez co przechodzimy. Nie patrzyli na nas z wyższością. Przepraszamy, że zrobiło się ciasno. Przepraszamy, że mają może trochę mniej szans na znalezienie pracy. Może też ceny wzrosły podczas naszej obecności. Ale my naprawdę musieliśmy uciekać. Spróbujcie nas zrozumieć. Niech Bóg oszczędzi innym takiego losu.
Fragment historii S. z Damaszku, lat 42, nagranej w Istambule, Turcja, 2013–2014.